sobota, 28 stycznia 2012

Nowy semestr & dwie biologie dziennie.

Powracam z nowym planem lekcji. Nowy semestr zaczął się 19 stycznia. 17 i 18 miałam egzaminy. Stresowałam się na maksa, ale wylądowałam z właściwie samymi A. Najśmieszniejsze jest, że z najłatwiejszej algebry dostałam C- z egzaminu, bo nauczyciel zdecydował się zrobić EGZAMIN w GRUPACH. Nie będę tego komentowała, każdy zna moją opinię. Trafiłam do najbardziej tępej grupy świata i całą robotę odwaliłam samodzielnie do momentu, gdy po 3/4 czasu pracy nauczyciel złapał mnie na tym, że robiłam robotę innych. Z racji, że nie mogłam dokończyć pracy jednego młotka, to wylądowałam z taką, a nie inną oceną (czego przez pewien czas nie mogłam przeżyć), bo ten czopek nie miał zielonego pojęcia, co robić. Zrobiłabym awanturę, ale nadal na koniec semestru mam A, a ocena spadła mi z 99% do 98%, więc nic się nie odzywałam, a tego nauczyciela pożegnałam, bo zamieniłam matmę na najwyższy poziom algebry jaki serwuje moja szkoła. (Algebra II) Oceny na koniec pierwszego semestru:


Mój nowy plan jest następujący:
1. Chemistry Online
2. English 10
3. Biology I
4. Spanish I
5. Algebra II
6. U.S History
7. Biology II

Chciałam brać chemię w szkole, ale nie pasowała mi ona do planu lekcji, więc zdecydowałam się na chemię online. Nie powiem, aby było to proste, bo siedzenie przed kompem, zmuszanie się do oglądania filmików, na których nauczyciele wykładają materiał, a nie sprawdzania e-maili, jest trudne. :-) Mimo to radzę sobie, haha. Chciałam zmienić angielski na poziom z college, ale niestety jest już na to za późno, powinnam to zrobić w połowie pierwszego semestru, a wtedy wydawało mi się, że nie podołam.
Wylądowałam z dwoma godzinami biologii DZIENNIE i jestem tak przeogromnie podjarana, że to poemat! Zmieniłam poziom algebry i tkwię teraz w poziomie, jaki miałam w PL. Ciekawe jak mi będzie szło, bo jak już wcześniej zaznaczałam, miałam problem ze zdaniem w PL. :-) Jak na razie z ostatniego sprawdzianu dostałam B+ i nauczyciel mnie pochwalił, bo szybko odnalazłam się w tematach, o których nie miałam zielonego pojęcia. Powrót do odpowiedniego poziomu matmy po półrocznym obijaniu się jest dla mnie ogromnym wyzwaniem, zwłaszcza, że nie lubimy się z panią matematyką. :-)
Trochę żałuję, że oddałam Advanced Health, ale zostałam zmuszona. Nie pasowało mi do planu lekcji i zwichrowałoby mi go całkiem, więc postanowiłam pożegnać przystojnego Benjamina.

Muszę się pochwalić, bo nie wytrzymam! Ostatnio mieliśmy "sekcję zwłok" na biologii! Najpierw wytłumaczę. Sowy połykają swoje ofiary w całości. Potem jak mięsko jest strawione, kości i futro jest przez nie wypluwane. To coś, co jest wyplute wygląda jak kupa, no ale mniejsza. Dostaliśmy to cudo do rozbierania. :-D Musiałam wyciągać kości i oznaczać je odpowiednio. CUDOWNE TO BYŁO!

Teraz na historii przerabiamy Holocaust i praktycznie cały czas oglądamy filmy o Auschwitz, etc. Czasami czuję się jak Hitler, kiedy przychodzą momenty, gdy chciałabym mieć okazję rozstrzelać czubów, które prychają w momencie, gdy pokazywane są sceny, jak Nazi pastwią się nad kimś. Niektórzy nie powinni mieć okazji oglądać tego, bo są po prostu zbyt głupi na to.

Dołączyłam w szkole do kilku klubów i czuję się jak hyperactive kid (nadpobudliwe dziecko), no ale niechaj będzie. Quiz Bowl (gra polegająca na odpowiadaniu na pytania wszelkiej maści), Art Club, SWAT (students with alternative thinking). Co chwilę ląduję u pielęgniarki, aby jej w czymś pomagać lub w szkole podstawowej, aby poprawiać sprawdziany. Teraz jestem na etapie przedstawiania miliona prezentacji i pytania, które otrzymuję po nich, czasami mnie zabijają. "Jakie rodzaje ryb macie w Polsce?" (ażebym znała ich nazwy po angielsku to byłoby fajnie, podałam tylko pstrąga..) Niedawno były robione zdjęcia clubowe do yearbooka, więc trochę mnie tam będzie. W następnym tygodniu zacznę tutoring (korepetycje) dla jakiegoś dzieciaczka ze szkoły podstawowej.

Wczoraj byłam na meczu koszykówki u nas w szkole. Rozpływałam się, kiedy Taylon trzymał na kolanach jakiegoś trzylatka. Zaczepiał go, patrzył za nim, kiedy mały ganiał gdzieś obok. Miło było siedzieć wokół zgrai Varsity, która z pozoru wydawałaby się być "dzieci, pfff", a tu wszyscy zajmowali się maluchami. Słodko. Zła wczoraj mocno byłam, bo poszłam na mecz z pustym żołądkiem i musiałam zapchać go popcornem i batonem, a marzyły mi się krewetki, no ale w szkole tego nie serwują, więc dupcia. Przebolałam. Cieszę się, że poszłam, bo przynajmniej wszyscy razem ponarzekaliśmy trochę i nie czuję się jedyna. Nic nie jest tak proste, jak to wydawało się być na początku.

Wiecie, że czasami marzenia obracają się w koszmar?

1 komentarz:

  1. TO WRACAJ DO NAS DO POLSKI, NAJLEPIEJ GDZIEŚ DO WARSZAWY. :*:*:*

    OdpowiedzUsuń