sobota, 17 września 2011

Cofnięcie w czasie; Labor Day.

3/9/2011
Widziałam amiszowski powóz i konia przywiązanego do słupa przy supermarkecie, a Lisa widziała młodego Amisza i niby przechodził obok nas, paląc papierosa (nie wolno mu przecież!), ALE JA GO NIE WIDZIAŁAM. Nie wiem, co wtedy robiłam, nie wiem, gdzie patrzyłam, ale taki okaz przeszedł koło mnie, a ja nawet nie zwróciłam uwagi, grrr! Oczywiście nie mam zamiaru poprzestać na tym incydencie. Jacyś Amisze mieszkają 2h drogi stąd, więc może będziemy mogli tam pojechać? Lisa w to lato oddała jednego konia pod ich opiekę, aby nauczyli go powozić, więc może zechce oddać drugiego? :-D Kate śmieje się z Lisy, że ona mogłaby być Amiszką, bo jest pracowita, na co ona sama mówi, że nie ma sprawy, ale gdyby używali pryszniców, a nie wanien! I, że nie potrafi zajmować się ogródkiem ani bydłem, a Amiszki muszą to robić.
W ogóle Lisa próbowała mi tłumaczyć, że Dave kupił trucka od jakiegoś byłego żołnierza, który swego czasu został wysłany na wojnę i miał jakiś wkład w zabójstwo Husajna, czy to on mógł go zabić, bo mówiła coś o naciśnięciu jakiegoś guzika.. Piszę tu o tym tylko dlatego, aby za kilka miesięcy sobie o tym przypomnieć i poprosić Lisę o ponowne wytłumaczenie, bo nie ukrywam, że intryguje mnie ta sprawa. :-D
W sobotę byliśmy również na kolacji (ja bym to nazwała obiadem, w końcu była 16...) u Mirandy, córki Dave'a, która niestety nie mogła przyjechać w poniedziałek do nas. Dobra to był mój drugi szok. Pierwszy, kiedy zobaczyłam, że przy ziewaniu nie zatykają buzi i gdy bekają nawet nie mówią przepraszam! Nadal mam problem z powstrzymywaniem śmiechu w takich sytuacjach. Drugi szok był, kiedy zobaczyłam, co robią z kapustą kiszoną. Otóż sięgają po super bezsmakową hot-dogową bułeczkę, wkładają doń kiełbachę, na to kładą cebulę lub do środka pod parówę wkładają żółty ser, polewają to ketchupem i musztardą lub wersja druga jest taka, że biorą bezsmakową bułkę, do środka kiełbasę, a na to KAPUSTĘ KISZONĄ! Oprócz tego na talerzu mają jeszcze kukurydzę i tutejsze ziemniaki (nie są jak nasze tłuczone tylko kroją je w plasterki i w jakimś sosie topią lub robią z nimi coś innego, ale nie sprecyzowałam jeszcze, co dokładnie. W każdym bądź razie nie są to talarki, bo są miękkie!) Dobre to jest. Lepsze niż nasze tłuczone ziemniaki, które są suche. Miranda ma psa, którego imię zwaliło mnie z nóg. Brewtus, ale czyta się Brudas.. Nie omieszkałam im powiedzieć, ze w PL oznacza to brudnego człowieka i mieli z tego niezłą zabawę. Naprzeciwko była wielka impreza, chyba z 30 aut stało na trawniku, a taki hałas w domu robili, że my naprzeciwko słyszeliśmy przez otwarte okno, jak się drą i co mówią. Dave powiedział mi, że mam do nich iść i powiedzieć, że nie słyszymy własnych myśli, haha. A! Uczyli się polskich słów i "polish talerz", już nie chciałam im tłumaczyć, że to prawie brzmi jak polskie "poliż talerz". Dave jest ucieszony, bo wie, że je na "stół". Krzesła już nie potrafi wymówić, kiedy próbował, wychodziło jakieś "tseslo". :-) No i Lisa na Dave'a mówi "brudas", kiedy ten wraca z pracy, haha.
Lubię, kiedy opowiadają mi rodzinne historie. Mam wtedy bardzo dużo śmiechu. Są bardzo weseli. Lisa z zachowania, usposobienia i poglądów przypomina mi moją mamę. Też w sklepie robi porządek, jeśli coś leży nie na miejscu, ostatnio robiła porządek z koszykami, bo jak stwierdziła "jeśli inni nie myślą, to ja i Twoja mama musimy myśleć za nich". Płakałam ze śmiechu, jak opowiadała mi, że kiedy remontowali nowo kupiony dom (ten, w którym obecnie jesteśmy. Po kupnie wywalili z niego wszystko i zrobili po swojemu. Pierwotnie do mojego - a wcześniej Cassie - pokoju wchodziło się przez okno, hahaha!) mieszkali w czymś na kształt budek campingowych i w jej i Dave'a budce była mała dziura w podłodze i oczywiście wszystkie komary w okolicy znajdowały tą dziurę i wlatywały im do środka, HAHAHA. Przez jakiś czas próbowali je ignorować i chowali się pod kołdrą, kiedy Lisa w końcu nie wytrzymywała i skakała po ścianach niczym ninja, zabijając ile się da. Ale zaraz pojawiały się nowe.. :-) Drugim śmiesznym przypadkiem jest usposobienie Bradleya i Mr. T. (nasze pieski cudowne..) O 1, 2, 3 lub 4 rano dochodzą do wniosku, że potrzebują wyjść i drapią łapą w ścianę (sypialnię Lisy i Dave'a.) Lisa wstaje, wypuszcza je i czeka 10 minut, otwiera ponownie drzwi i czeka aż wrócą, na co one karcą ją miną w stylu "phi, chyba sobie żarty urządzasz" i dalej siedzą na zewątrz. Lisa wraca do sypialni, siada na łóżku, przykrywa się kołdrą, nie mija 5 sekund i... słychać drapanie w wejściowe drzwi. :-)







Wiecie co jest śmieszne? Od kiedy Mr. T przestraszył mnie swoim mokrym nosem, a ja piszcząc wyskoczyłam z krzesła, od wtedy biedny się mnie boi. Tak, pies ważący 102kg boi się 44kg Laysona.

5/9/2011
Labor Day, czyli wolne od szkoły. Amerykanie świętują zakończenie i ostatni dzień wakacji.

9/9/2011
Czas mija, jest coraz pewniej, weselej i śmieszniej. Nie powiem, że nie ma stresów. Od razu wyprowadzę Was z błędu, że to nie jest tak sielankowo, jak się wszystkim wydaje. Klasówki wcale nie są takie proste, kiedy nie rozumiesz kluczowych słów. Dziś miałam test z algebry i wszystko było ok dopóki liczyłam, a kiedy przyszła kolej na zadanie prawda/fałsz... tu pojawił się problem, bo regułki, które miałam wklepane na blache, nie pokrywały się z tym, co było napisane na kartce. Nauczyciel zmienił kolejność słów, pozamieniał zdania i zgłupiałam. Mam 2/4pkt, nie jest aż tak źle. Reszta powinna być bezbłędna. Tego samego dnia miałam także quiz z biologii i wszystko byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że chłopak przede mną namieszał w fokusie i potem nie mogłam dobrze sfokusować, nauczycielka musiała mi pomóc, a wiadomo co się z tym wiąże. 100% nie będzie i dupa. Potem podzieliła nas na grupy i losowaliśmy kartki z pytaniami. Mamy 7 osób na biologii i zamiast dać 2 osoby do grupy, w której byłam ja i potraktować mnie jako nie do końca sprytną, trzy osoby były w grupie 100% American i dwie inne grupy po dwie osoby, więc chłopak musiał się męczyć ze mną i tłumaczyć, co drugie pytanie. Najlepsze, że była kategoria "brakująca litera w słowie" i te czopki miały problemy ZE SWOIMI AMERYKAŃSKIMI SŁOWAMI, a ja na czuja lub przy pomocy wiedzy dobrze uzupełniałam. To powinno być dla nich upokarzające, nieprawdaż? Tak, moje ego rozgrzało się w blasku chwały. Miałam dziś pierwszy trening. Wszystko było super, ale niestety ucho zaczęło mnie boleć i nastrój mi się zepsuł. (Nie wiem, co się dzieje, ale nagle wszystko naraz na mnie spadło. Uznaję, że tak po prostu przy początkach jest i może, aby nie było za prosto, jeszcze zdrowie mi troszkę siadło.) Ogólnie było pozytywnie, wszystkie dziewczyny zadawały jedno i to samo pytanie "grałaś kiedyś wcześniej w drużynie?" "nie." "wow, jesteś dobra!". Skromnie powiedziawszy wiem, miałam wf z chłopakami i chodziłam do szkoły sportowej, heloł. :-D Na hiszpańskim jest fajnie i chyba zostanę z tym przedmiotem do końca roku. Wszyscy znów są pod wrażeniem, bo znam 4 języki! (ja bym tego tak nie nazwała, bo na razie biegle znam tylko polski, no ale..) Jestem dobrym materiałem do college. Wiecie, że nie wszyscy mogą iść na studia? Nie dość, że są drogie i większość ze studentów bierze pożyczki, to jeszcze każdy college ma inne wymogi. Na każdy musisz znać jakiś język, nawet wtedy, kiedy chcesz dostać się do prywatnego! Potrzebne jest od 2-4 języków. Kto, by pomyślał, że Amerykanie uczą się języków? Otóż uczą, uwierzcie. Potem cała tabela wymogów notabene semestrów matematyki, historii, angielskiego, science, blablabla, krótko mówiąc wszystkich kluczowych przedmiotów, jakie tylko mają. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że nie jest to wcale takie proste, jak się wydawało. W pewnym sensie cieszę się, że zamieniłam WF na Senior Studies, co nie zmienia faktu, że nadal żałuję, bo mam dodatkowy przedmiot, z którego otrzymuję zadania domowe. Ale chociaż wiem, co i jak ze szkołą w U.S, a nóż mi się to przyda.. (tatoooo... :-)) Dziwne, że w Polsce nikt nikomu nie mówi, jak ma się logować do systemów uczelni, kiedy i jak ma wypełniać papiery, JAK MA SIĘ ZACHOWYWAĆ NA STUDIACH (tak, dzisiaj mrs. Schneider przedstawiła nam Schneider's Tips for College, było naprawdę zabawnie!) Wiecie, że aby zostać tu weterynarzem, trzeba przejść naprawdę długą drogę nauki? Po high school 4 lata szkoły wstępnej, potem szkoła medyczna. Nauka tam i dopiero po skończeniu tego można kierować się na weterynarię. Zajmuje to 12 lat. Lisa dziś skomentowała to tak, że jest to powód, dla którego leczy się u weterynarza, a nie lekarza, bo vet więcej czasu spędził w szkole, hahaha. Aha, zapomniałam powiedzieć. Fajnie, że znam budowę mikroskopu po angielsku, a po polsku nie pamiętam (było to w gimnazjum?!). I tak, tak jest zdecydowanie prościej się uczyć, bo nie muszę przekładać z polskiego na angielski.
Zabawny pan od fizyki, wrzucił naszej pani od angielskiego do kosza walky talky i w środku lekcji, kiedy była grobowa cisza, nagle coś zaczęło skrzeczeć, kiedy Mrs. Tetzlaff grzebała w komputerze. Jeden z żartownisiów stwierdził, że fajnej muzyki słucha, na co ona zaczęła przeglądać okolice biurka i odnalazła mechanizm, po czym zwróciła się do nauczyciela fizyki "You're in trouble", hahaha. Myślałam, że padnę. Chciałam też zaznaczyć, że jestem z siebie dumna. Mamy czytać książkę po angielsku, właśnie dzisiaj wypożyczyłam. Główna bohaterka ma na imię Anya, jest Rosjanką, historia jest o duchach, także coś w sam raz dla mnie. Cała klasa się z tego śmiała. Amerykańskie dzieci miały dziś śmiech z tego, że gdy zapytałam, co na lunch, zaczęli mi tłumaczyć i w pewnym momencie powiedziałam "it doesn't sound tasty..", co skomentowali, że jestem nowa, a szybko łapię, że czasami ohydę serwują. xD
A teraz powiem coś ku nerwom polskich uczniów. Na lekcjach używamy iPodów i notebooków do wyszukiwania informacji na necie, jakiś pilotów do wybierania odpowiedzi A,B,C,D, jeśli na tablicy pojawi się szybki quiz na rozpoczęcie lekcji, a w bibliotece można wypożyczyć notebooka z netem, hm. Jeśli na lekcji nie chce Ci się robić pisemnie notatek, możesz przynieść ze sobą laptopa i notować na nim. Mam jedno zasadnicze pytanie, które pewnie każdy chce zadać. DLACZEGO TEGO NIE MA W POLSCE?! Kredki, brystole, nożyczki, linijki, temperówki, gumki i taśmy - to wszystko jest w KAŻDEJ klasie, uczniowie nic nie muszą ze sobą nosić. Na biurku nauczyciela stoi preparat do dezynfekcji dłoni i każdy może go sobie zaaplikować, kiedy tylko ma na to ochotę! Na pierwszej godzinie lekcyjnej przez 10 minut czyta się gazety, dopiero potem zaczyna się lekcja. Ostatnio spędziłam 3h odrabiając biologię, bo niestety nie rozumiałam praktycznie nic. :-) + potem tłumaczenie historyjki na angielski i 45 zadań z algebry. Amerykanie się nie uczą, tak?

1 komentarz: