niedziela, 6 listopada 2011

Halloween.

Wcześniej uważałam Halloween za głupotę, a teraz wiem, że za rok będzie mi tego brakowało. To naprawdę świetna zabawa! Już nie mówię o dorosłych, ale dla dzieci! Zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem dzięki temu tutejsze dzieciaki nie boją się różnych dziwnych stworów, bo same się za nie przebierają i wiedzą, że to nierealne. Jak wyglądają tu przygotowania do Halloween? Dokładnie tak samo, jak u nas te do Bożego Narodzenia. Ogrom ozdób przed domem, światełka pomarańczowo-zielone, etc. Zbierałam słynne cukierki i nie mogłam wyjść z podziwu niektórych dekoracji. Jeden mężczyzna walnął sobie przed domem kupę liści i myślałam, że to po prostu zgrabiona kupa i tyle, kiedy nagle dziwny wrzask się spod tego wydobył. Tak, przestraszyłam się, bo ciemno było i jeszcze dym z tego poszedł. Podziwiam ich wszystkich za to, że chce się im wydawać ich własne pieniądze na kilka uśmiechów małych bachorków. Co prawda nie wszyscy się w to bawią, ale Ci, którzy jednak się na to decydują są nie do opisania! Kilka rodzin zrobiło przedstawienia przed domem, ale w pamięć zapadła mi jedna. Przebrali się za jakieś dzikie puchate stwory (coś na kształt yeti), skakali jakby taniec deszczu odstawiali, a jedna kobieta w wielkim garze (tak, takim czarnym jak baby jagi mają) gotowała sok, w którym pływały sztuczne oczy iiii... częstowała tym ludzi przechodzących obok, haha. Po drodze spotkałam wymieńca z Pakistanu i nauczył mnie kilka zdań (+ przeklinać oczywiście, tak jest się czym chwalić) tylko nie wiem, w którym języku, bo powiedział, że zna 4 języki (perski, arabski, urdu, jakiś tam jeszcze), więc następnym razem jak go spotkam, to muszę zapytać. Jak mnie zobaczył to zaczął na całe gardło się drzeć, że "Ania, Ania! Mamy zdjęcia razem." Fakt, mamy, ale homecoming był hoho daleko temu, a on jeszcze o tym pamiętał. Oto moje zbiory, których nie potrafię zjeść, bo mi szkoda:


 
Dacie wiarę, że przez jakieś może niecałe półtorej godziny zabawy w to zebrałam 96 cukierków, a chodziłam z 4 innymi osobami? Wyobraźcie sobie ile Ci ludzie pokupowali słodyczy. :-D Jeden facet powiedział mi, że miał już 300 przebierańców (dzieciaki), co jest dla mnie dziwne, bo Shiocton ma niecałe 1000. Mój wspaniały strój, chociaż na zbieraniu cuksów miałam inny, bo było zimno (wszystko schowało się pod kurtką i jedno, co było widać to moją czapkę policjantki):


A tu kolejny:


 
Co prawda nie widać go całego, jest zrobiony lustrzanką w lustrze, ale niestety nie miałam jakiegoś fotografa pod ręką, aby mi pomógł, więc jest tak jak jest. :-D Już wiecie dlaczego żałuję, że nie ma tego w Polsce? Wczoraj jeszcze w Appleton była impreza pożegnalna dla Halloween i każdy kto przyszedł był przebrany w swój fantastyczny strój. Ogroooomna zabawa. Tutaj jeszcze macie małą Keyli (ona jeszcze nawet nie chodzi...) przebraną za truskawkę:


 
W piątek dostałam paczuszkę i z tego tytułu chciałam wszem i wobec ogłowić, że KOCHAM SWOJĄ MAMUSIĘ!





 

Moja fantastyczna nowa biało-czerwona kurtka. Teraz jestem jeszcze bardziej szczęśliwa. Moje cudowne cukieraski, ojeojeoje! I wiecie co? Już mi jest ich szkoda jeść. Jak w Polsce nie miały prawie żadnej wartości, poza tym, że zaklejały mi buźkę, kiedy klepałam na laptopie, tak teraz mają wartość większą niż cokolwiek innego. :-( To smutne, że doceniam swoje dopiero daleko od domu. Na razie dałam nowym rodzicom delicje i są pod wrażeniem. 10 listopada Lisa ma urodziny, więc wręczę im całą resztę. (Btw tego dnia mam szczepienie niby, ale idę robić batalię jutro do pielęgniary, bo powiedziałam sobie, że amerykański rok szkolny będzie moim pierwszym bez opuszczenia DNIA w szkole, a przez te szczepionki muszę opuścić szkołę akurat 10 listopada, więc NIE MA BATA, nie dam się!)

Zaliczyłam już kilka wpadek językowych. Wszystkie z przekleństwami, gasz!
Chciałam opisać moje przeżycia z poje$^&#%$ koordynatorką, ale oszczędzę sobie. Nie chcę o niej słyszeć nawet. Może i chce dobrze dla swoich wymieńców, ale nie umie tego robić i podchodzi w zupełnie zły sposób.
W któryś tam poniedziałek bardzo dawno temu (dwa tygodnie temu?) musiałam odreagować i takim oto sposobem wróciłam do domu o 21. Po szkole zostałam na treningu tańca, ale to taka kaszana była, że nie ma opcji, abym do nich dołączyła. To nie był dance team, to był talk team. Potem Hannah miała koncert (jedna z jej fantastycznych lekcji to chór), więc zostałam i słuchałam. Baaaardzo mi się podobało. I chór i band. Nawet trochę rozumiałam jedną rosyjską piosenkę. Prawie poczułam się jak u siebie. Z Marcosem mieliśmy polew przez cały koncert, bo próbowaliśmy filmować Hannah, ale jej aparat robi przy tym wielkie BIIIIP, więc spasowałam, a on potem kamerował nie to miejsce, gdzie ona stała, hahaha. Rozpaczaliśmy na temat zimy (on nigdy na oczy śniegu nie widział, bo z Brazylii jest) i tego dlaczego nie poleciał na Florydę ze swoimi hostami. Śmialiśmy się przez pół koncertu, bo jakieś dzidzi zaczęło śpiewać z chórem. Mieli jakąś piosenkę z przerwami i w ich trakcie to małe coś darło buzię. To było dobre. Swoją drogą po tym roku moje przygody z dzieciakami przebiją wszystko i wszystkich. Jak nigdy nie miałam styczności z dzieciolandią, tak tutaj aż za dużo i zbyt często. Mimo wszystko daję radę, jest fun i satysfakcja! :-D

W ostatnim tygodniu miałam niezapowiedziany test z kinesiology, który zawierał język techniczny (bzdury typu śrubokręt, wiertarka, taczka, etc), więc nie trudno zgadnąć, że nie miałam zielonego pojęcia o czym czytałam. Mój wspaniały słownik nie jest wystarczająco mądry, aby mi pomóc, więc poradziłam sobie sama i coooo? I maks punktów. No powiedzcie... czy ja nie jestem geniuszem? :-D W piątek skończyła mi się pierwsza połowa semestru i mam same A. Z czterech przedmiotów (algebra, kinesiology, senior studies, hiszpanski) mam 99%, bomba!

Dwa dni temu wybraliśmy się do restauracji, jadłam przepyszne krewetki (w połączeniu z frytkami nie bardzo), ale że było tego tak dużo i byłam w stanie zjeść tylko kreweciochy, to mogę powiedzieć MNIAM! Dave zamówił sobie żabie udka (już wiem, dlaczego moja żaba do nas nie przychodzi wieczorami, a codziennie skakała na szybę i czasami udało jej się wbić do domu, kiedy Lisa szła na papierosa, a potem Dave skakał za nią po całym pokoju). Dave dał mi spróbować jakąś rybę, smakuje jak lobster, ale nie wiem jaka polska nazwa odpowiada temu daniu.

Z tygodnia na tydzień Hannah śpi u mnie, ja u niej i radzimy sobie jakoś z nudą. Namiętnie próbujemy. Mamy nową dziewczynę na wymianie z Hiszpanii i możliwe, że niebawem przybędzie kolejna z Tajlandii. Muszę dziś skończyć swój projekt na Senior Studies (mam zaplanować swój ślub i mam na to $10.000, ale że dziecko sprytne jest, to przeliczyłam sobie to na PLN-y i powiedzmy, że mogę się więcej porządzić, hihi!) O 12 Lisa przyjeżdża po mnie i chyba będę znów jeździła konno po drodze (nienawidzę tego, ale nie chcę być upolowana przez myśliwych). O 15 będę oglądała football (tak, pojęłam o co chodzi w amerykańskim footballu i uważam, że jest to bardziej męskie niż pajace z Europy, które zostaną kopnięte w nóżkę i płaczą). Ostatnio dotarło do mnie dlaczego wylądowałam w Wisconsin. Zanim przyjechałam tu powiedziałam sobie, że chcę być w stanie, który ma najlepszy team w USA. I co? Green Bay Packers nie przegrali ani jednego meczu i są aktualnie najlepszą drużyną w NFL, a w tamtym roku mieli mistrzostwo. Fajny los sobie zgotowałam, prawda? Jednak nie zmienia to faktu, że na razie mam dużo emocji przed telewizorem i przed powrotem do Polski muszę sprawić sobie koszulkę Finleya.

Jeszcze raz dziekuje za paczke!

2 komentarze:

  1. ejjjjjjjjjjjjjjjjjj najsłodsza Nielipinka na świecie przy rozpakowywaniu paczek<3
    Anja

    OdpowiedzUsuń
  2. Może zostań w USA na zawsze skoro wszystko tam jest dla Cb lepsze.

    OdpowiedzUsuń